NaMierzeje.pl
AKTUALNOŚCIKRYNICA MORSKA

Ceny przestają dziwić, ale… są wyjątki

Przed startem wakacji jak bumerang powraca temat nadmorskich cen. Jednych szokują, inni wzruszają ramionami i nie widzą w nich nic nadzwyczajnego. Są też takie ceny, które wzbudzają setki reakcji i komentarzy, bo są zupełnie „odklejone” od rzeczywistości. Na profilu FB NaMierzeje.pl rozgorzała dyskusja internautów, którzy komentowali zdjęcia najbardziej zaskakujących ofert. Pojawiły się też głosy drugiej strony, wyjaśniające powody wzrostów cen w kurortach.

Stegna Ceny Potykacze | NaMierzeje.pl

Potykacze z cenami na Mierzei Wiślanej. Fot. NaMierzeje.pl

  • wakacyjne ceny zawsze były wyższe od tych, które obowiązują w mniej turystycznych miejscach
  • sezon nad morzem, w przeciwieństwie do sezonu turystycznego w górach, trwa tylko kilkanaście tygodni
  • niektóre ceny trudno wytłumaczyć, ale coraz więcej turystów uznaje średnie koszty wypoczynku za zupełnie normalne

Wakacyjny sezon to okres, w którym senne na co dzień nadmorskie miejscowości zamieniają się w tętniące życiem kurorty. Są pełne turystów, zapachów smażonej ryby, lodów  i gofrów oraz kolorowych sklepików i straganów obwieszonych pamiątkami.  To także kilka tygodni, które decydują o tym, jakim bilansem zamkną cały rok lokalni przedsiębiorcy. W przeciwieństwie do gór, morze przyciąga odwiedzających właściwie wyłącznie latem. W jesienne, zimowe i wczesnowiosenne miesiące turystów nie ma tu praktycznie wcale.  To dlatego od czerwca do września nad morzem trwa zrozumiała pogoń za każdym klientem i każdą złotówką.

REKLAMA

Jak flakon wina w Chorwacji

Do rosnących cen zdążyliśmy się już przyzwyczaić, ale niektóre wciąż szokują. Podczas spaceru po Krynicy Morskiej w czasie długiego, czerwcowego weekendu znaleźliśmy kilka propozycji, które wydały się nam, delikatnie mówiąc, nieco przestrzelone. Po opublikowaniu zdjęć w mediach społecznościowych rozpoczęła się ożywiona dyskusja.

Najmniej szokują ceny jedzenia. To zaskakujące, bo słynne „paragony grozy” znów atakują całą Polskę. Okazuje się jednak, że większość internautów rozumie i akceptuje przyczyny rosnących kosztów w restauracjach. Drugie danie za 50 czy 60 złotych to standardowa cena i nie ma w niej nic nadzwyczajnego.

„Zestaw obiadowy za 56 zł nad morzem w długi weekend to naprawdę nie jest bardzo drogo” – pisze pani Aleksandra. „Nigdy nad morzem czy w górach ceny nie były mikroskopijne. Ci ludzie żyją potem z tych pieniędzy. Zresztą ludzie płacą, to o co chodzi?” – dodaje panie Edyta.

Największe kontrowersje wzbudziła cena kompotu. Fot. NaMierzeje.pl

Mimo wszystko, niektóre ceny z menu wciąż wzbudzają kontrowersje. Tak było w przypadku kompotu za… 21 złotych. Co prawda to cena za dzbanek, ale mimo wszystko, wydaje się trochę przesadzona, co od razu zauważyli komentujący post internauci. „Ceny już niemalże adriatyckie mamy. Litr kompotu w cenie flakonu wina w Chorwacji” – zauważa pan Sebastian. „Kompletnie chore. Rozbój w biały dzień i wieczorem!” – podsumowuje pan Marcin.

REKLAMA
fotografnieruchomosci.eu

Zakręcony ziemniak, zakręcona cena

O ile rosnące koszty dań w restauracjach już nie szokują tak bardzo, to ceny niektórych przekąsek już tak. Popularny w wakacyjnych kurortach „zakręcony ziemniak” kosztuje na ulicznym straganie… 18 złotych za sztukę! Przypominamy tylko, że kilogram ziemniaków w supermarkecie można kupić już za 2 złote. Oczywiście dochodzą koszty energii, oleju, pracownika i sprzętu, ale ten sam ziemniak 2 lata temu kosztował połowę ceny.

Kto nie lubi pamiątek znad morza! Wisiorki, maskotki, smycze, bransoletki i inne błyskotki można kupić na każdym kroku.  W ostatnich latach szczególnie maskotki sprzedają się w tysiącach – to za sprawą corocznej mody na konkretny „model”.

Hit sezonu. Kapibary nawet za… 299 zł. Fot. NaMierzeje.pl

Jeszcze niedawno królowała pluszowa gęś Pipa, a tym sezonie z każdego stoiska spoglądają na nas kapibary. Spoglądają i kuszą najmłodszych, dla których stają się błyskawicznie obiektem pożądania. A czego rodzic nie zrobi dla swojego malucha… Sprzedawcy zdają sobie z tego doskonale sprawę i windują ceny pluszaków do bardzo wysokich poziomów.  

Największa kapibara o wysokości na oko 60 centymetrów kosztuje… 299 złotych, co internauci uznali za grubą przesadę. „Kawałek pluszaka za trzy stówki? No chyba jakiś żart. Wiem, że na dzieciach zarabia się najwięcej, ale bez jaj!” – pisze Pani Mariola.

Jeśli nie chcemy inwestować w wersję max, bardziej budżetowe egzemplarze można kupić za 120, 80, a najmniejsze, wielkości dłoni nawet za 16 złotych. Kapibarę za 299 złotych możemy zatem uznać za towar luksusowy, bo w ofercie mamy tańsze „zamienniki”.

Takie wisiory z bursztynu to dzieła sztuki. Kosztują nawet 900 złotych. Fot. NaMierzeje.pl

Zupełnie zrozumiałe są natomiast ceny pamiątek z bursztynu. Ta żywica wymaga sporo pracy zarówno przy wydobyciu czy poławianiu, jak i obróbce. Największe bursztynowe wisiory kosztują nawet 600 – 900 złotych, ale w zamian dostajemy prawdziwe dzieła sztuki z surowca, który ma około 40 milionów lat. Tanimi substytutami bursztynu są wisiorki z muszelek albo sztucznego tworzywa, przypominającego kolorem Złoto Bałtyku.

Jeśli chcecie kupic symboliczny prezent, ale nie wydać majątku, znajdziecie je na każdym straganie z pamiątkami, jakich dziesiątki rozstawiają się w wakacje w centrach miejscowości i przy plażach.

REKLAMA
Flatbook - Apartamenty nad morzem | NaMierzeje.pl

Odklejone miejsca są wszędzie

Czy wszystkie wakacyjne ceny to przesada? Oczywiście, że nie. Lokalni przedsiębiorcy zmagają się z rosnącymi kosztami półproduktów, coraz wyższymi wymaganiami pracowników, oraz wyjątkowo niesprzyjającą pogodą, która w tym roku skróciła sezon przynajmniej o kilka tygodni. Nic dziwnego, że wśród komentarzy pojawiają się coraz częściej głosy broniące rosnących cen.

„Czekam na artykuł, jakie koszta utrzymania musi ponieść przedsiębiorca by być na zero. Ile kosztuje go prąd, woda, gaz, energia elektryczna, ile płaci podatków, ile płaci księgowej i pracownikowi…” – pyta pan Mateusz.

„Każdy z nas musi zarobić na następne miesiące. Na opał, rachunki i inne takie. Są miejsca odklejone od rzeczywistości tak w górach jak i nad morzem i w centrum Polski. Będąc nad morzem tydzień nie zaatakował mnie, ani znajomych z którymi byliśmy paragon grozy. A zjechaliśmy połowę pomorza” – pisze w komentarzu pani Agnieszka.

Wakacje bez gofrów się nie liczą. Fot. NaMierzeje.pl

Sezon urlopowy nad morzem trwa standardowo od czerwca do połowy września. Lokalni przedsiębiorcy często tłumaczą, że w górach turyści są cały rok. Jedni wędrują po szlakach wiosną i latem, inni zimą jeżdżą na nartach. Nad morzem życie praktycznie zamiera, kiedy kończą się ciepłe dni.

REKLAMA